Jeden z najznakomitszych współczesnych kwartetów smyczkowych, Quatuor Ebene wystąpił 23 lutego w Mozartsaal stuttgarckiej Liederhalle. Szczelnie wypełniająca salę publiczność była świadkiem czarującego muzycznego wieczoru. Niewiele brakowało, by koncert nie odbył się wcale – z przyczyn osobistych nie mógł wystąpić wiolonczelista zespołu, Raphael Merlin. Na szczęście znaleziono jego zastępczynię: Maria Andrea Mendoza znakomicie odnalazła się obok Pierre’a Colombeta, Gabriela Le Magadure i Marii Chilemme.

Intensywność emocji, witalność, perfekcja, a zarazem doza spontanicznej ekspresji cechowały muzykowanie francuskiego kwartetu. Kameraliści rozpoczęli swój koncert nietypowo – od Suity świeckiej Richarda Dubugnona, będącej de facto smyczkową transkrypcją dzieł Jana Sebastiana Bacha z dodanymi intermezzi autorstwa urodzonego w 1968 r. w Lozannie twórcy. Usłyszeliśmy m.in. Bachowskie chorały czy arie z jego kantat (choćby arię Schafe können sicher weiden z Kantaty 208. czy Christe, der Du bist Tag und Licht), ale i skomponowaną na motywach dźwiękowych B. A. C. H. oryginalną, choć znacząco inspirowaną Bachowskim stylem polifonicznym fugę. Już po Bachowskiej części wieczoru publiczność niemal wstała z miejsc.

Najwybitniejszą kreację muzycy stworzyli jednak po chwili. Francuscy artyści prześwietlili francuski repertuar na wskroś – ich płyta jakiś czas temu wydana dla Erato z kwartetami Debussy’ego, Ravela i Faure należy do ich najlepszych dokonań fonograficznych, a sam kwartet Ravela z tego krążka – do referencyjnych nagrań tego arcydzieła. Z niecierpliwością czekałem na zamykające pierwszą połowę koncertu wykonanie Kwartetu G-dur Ravela – i nie zawiodłem się. Powstały na przełomie 1902 i 1903 roku Kwartet nosi ślady wpływu analogicznego opus Debussy’ego. Jest pozbawiony częstego dla Ravela programu czy literackiego podtekstu; ma formę klasyczną, odpowiadającą tradycyjnej teorii kompozycyjnej (część szybka w formie allegra sonatowego z dwoma skontrastowanymi tematami – scherzo w a-moll/cis-moll z chwiejnym tonalnie triem – część powolna, swobodna w formie – szybki finał). Wydaje się niekiedy, że utwór jest wręcz monotematyczny; rzeczywiście – inwencja melodyczna wszystkich ogniw wywodzi się z rdzenia motywicznego z początkowego Allegro moderato. Poprzez takie zabiegi formalne dzieło jest niezwykle zwarte i spójne, mimo ogromnej rozpiętości barw i emocji, które Ravel uzyskuje dzięki niezliczonym kolorystycznym, dynamicznym czy agogicznym przetworzeniom zasadniczej komórki melodycznej. Kameraliści kwartetu Ebene znakomicie odczytali intencje Ravela – mistrza symbiozy pierwiastka intelektualnego i dźwiękowego żywiołu. Ogromna precyzja intonacyjna (perfekcyjne pizzicatowe pasaże w Scherzo!) współgrała tu z witalnym rubato, feerią smyczkowych barw oraz intensywnością ekspresji. Żar Très lent i emfatyczne, a może wręcz ekstatyczne ustępy finałowego Vif et agité zachwyciły bodaj każdego słuchacza – tym bardziej, że spójność współpracy czworga artystów (mimo zmian w składzie zespołu!) ani przez chwilę nie budziła naszych wątpliwości. Nieczęsto słyszy się tak szlachetną, a zarazem angażującą wszystkie zmysły sztukę.

Po przerwie zabrzmiała muzyka Schumanna, ostatni z trzech kwartetów z op. 41. Rok 1842 w twórczości Schumanna był rokiem muzyki kameralnej, obfitującym w największe arcydzieła Schumanna (kwartet, kwintet fortepianowy, kwartety smyczkowe). Niezwykły Kwartet A-dur jest być może szczytowym osiągnięciem niemieckiego kompozytora na ten skład instrumentów – jest najbardziej romantyczny i najbogaciej obdarowany melodycznie. Po rewelacyjnym Ravelu francuskim kameralistom trudno było utrzymać w Schumannie tak nadzwyczajną formę, zarazem jednak muszę przyznać, że ich kreacja Kwartetu A-dur niemal nie miała słabych punktów. Udało im się wykreować wspaniałą dramaturgię – znów, żarliwą, a zarazem jak gdyby stabilną, mocno osadzoną – szczególnie w części drugiej, będącej tematem z wariacjami. To ogniwo miejscami bardzo burzliwe, wręcz dramatyczne, choć w odróżnieniu od Ravelowskich uniesień nie dające tak wielkiej przestrzeni i swobody. Przepełniona spokojem koda prowadzi do introwertycznego, lirycznego Adagio molto, w którym zachwycaliśmy się magicznym alembikiem brzmienia czworga smyczkowców – żaden z nich nie górował nad pozostałymi. W finałowej „apoteozie ronda”, Allegro, muzycy wyraźnie podkreślili jego zróżnicowany, nieraz quasi-taneczny charakter – składa się bowiem ze skontrastowanych epizodów, jakby spod znaku wychylających się z wyobraźni Schumanna jego dwóch ego – Florestana i Eusebiusza. Po pełnej mocy, niemal rozpalającej struny kodzie kolejna owacja – tym razem bez bisu, gdyż, jak wyjaśnił Le Magadure, z tymczasową wiolonczelistką nie było czasu na przygotowanie muzycznego naddatku…


KWARTET EBENE; BACH-DUBUGNON, RAVEL, SCHUMANN; LIEDERHALLE, STUTTGART, 23 LUTEGO 2023 R.

Dodaj komentarz